Analiza

Realny wpływ DE&I na proces rekrutacji

dei
dei

Wprowadzenie
 

Diversity, Equity & Inclusion, czyli różnorodność, równość i inkluzywność. Trzy hasła, które od kilku lat pojawiają się w strategiach firm, prezentacjach dla inwestorów i na banerach employer brandingowych. Ale co tak naprawdę oznaczają w codziennej rekrutacji? I jaki mają realny wpływ na wyniki biznesowe?

Dla niektórych firm DE&I to strategia wizerunkowa. Dla innych obowiązek lub narzędzie marketingowe. Jednak organizacje, które traktują temat poważnie, wiedzą, że DE&I to nie kampania. To sposób myślenia, który musi być obecny w każdym etapie procesu rekrutacyjnego od momentu napisania ogłoszenia, po wdrożenie pracownika do zespołu.

W tym artykule przedstawimy, czym naprawdę jest DE&I, co firmy zyskują, wdrażając je w rekrutacji i jakie błędy najczęściej popełniają ci, którzy próbują "odhaczyć temat".

To nie modne hasło, a zmiana podejścia.

Zacznijmy od rozszyfrowania skrótu.

Różnorodność to nie tylko płeć czy pochodzenie etniczne. To również wiek, doświadczenie życiowe, wykształcenie, styl pracy, neurotyp, orientacja psychoseksualna, tożsamość płciowa czy status społeczno-ekonomiczny. Równość to nie “każdemu po równo”, ale sprawiedliwy dostęp i usuwanie barier, które niektórym utrudniają start w przyszłość. Inkluzywność to sposób działania, który sprawia, że ludzie czują się naprawdę częścią zespołu, nie tylko na papierze.

To oznacza, że nie wystarczy zaprosić kandydata do procesu rekrutacji. Trzeba zadbać o to, żeby ten proces był zrozumiały, dostępny i zaprojektowany tak, aby każdy kandydat mógł realnie w nim uczestniczyć na własnych zasadach.
 

Dlaczego to naprawdę ma znaczenie
 

Wielu liderów wciąż zastanawia się, czy DE&I rzeczywiście przekłada się na konkretne wyniki. Odpowiedź? Zdecydowanie tak.

Zespoły złożone z osób o różnych doświadczeniach i spojrzeniach na biznes szybciej identyfikują ryzyka, generują bardziej innowacyjne pomysły i lepiej rozumieją potrzeby klientów. A kiedy ludzie czują się bezpiecznie, są traktowani z szacunkiem i mają przestrzeń do bycia sobą, zostają na dłużej i angażują się głębiej w swoje obowiązki.

Z drugiej strony, wykluczające procesy rekrutacyjne odbijają się nie tylko na wynikach, ale też na reputacji biznesu. Kandydaci szczególnie młodszego pokolenia, oczekują autentycznego podejścia do różnorodności. Jeśli go nie widzą, nie tracą czasu. Po prostu wybierają konkurencję.
 

Doświadczenie kandydata - to od niego wszystko się zaczyna
 

Inkluzywność nie zaczyna się od onboardingu - zaczyna się dużo wcześniej. Już sam tekst w ogłoszeniu może sprawić, że ktoś poczuje, że “to miejsce nie jest dla mnie”.

Czy tekst ogłoszenia jest jasny i zrozumiały? Czy na stronie kariery kandydat widzi zespół, z którym naprawdę może się utożsamić? Czy w procesie aplikacji jest miejsce na różne potrzeby i sytuacje? I co się dzieje, gdy ktoś poprosi o dostosowanie spotkania do swojego stylu pracy, czasu czy stanu zdrowia?

Wiele osób z mniej reprezentowanych grup wycofuje się z rekrutacji nie dlatego, że nie mają kompetencji, tylko dlatego, że nie czują się w niej widziani ani rozumiani. Rekrutacja inkluzywna to taka, w której każda osoba ma przestrzeń, żeby pokazać swój potencjał, bez dopasowywania się do „jednego słusznego” schematu.

Jak w praktyce wdrożyć DE&I w rekrutacji

Wszystko zaczyna się od słów. Sposób, w jaki formułujemy ogłoszenia, naprawdę ma znaczenie. Nie chodzi tylko o treść, ale o ton i przekaz między wierszami. Warto unikać korporacyjnych frazesów, niejasnych wymagań czy zwrotów, które mogą wykluczać lub odstraszać kandydatów, zanim jeszcze klikną „aplikuj”.

Kolejny krok to miejsce i sposób poszukiwań. Jeśli zawsze publikujemy ogłoszenia w tych samych kanałach, trafiamy do tej samej grupy ludzi. Czasem wystarczy spróbować innej platformy, nawiązać współpracę z organizacją społeczną albo zmienić język komunikacji i nagle drzwi otwierają się na kandydatów, których wcześniej nie było w zasięgu.

Warto też przyjrzeć się samemu procesowi rozmów. Czy każdy kandydat przechodzi przez podobny, uporządkowany schemat? Czy oceniamy kompetencje według jasnych kryteriów, czy raczej „na wyczucie”? I wreszcie, czy osoby rekrutujące reprezentują różne punkty widzenia, doświadczenia, style myślenia?

Najważniejsze jednak jest to, że DE&I nie jest jednorazowym projektem. To coś, co wymaga ciągłej uwagi i doskonalenia. Trzeba regularnie przyglądać się, kto i dlaczego odpada z procesu rekrutacji. Pytać o doświadczenia kandydatów i traktować to wszystko nie jako obowiązek, a szansę na zbudowanie bardziej sprawiedliwego, nowoczesnego i skutecznego podejścia do rekrutacji.
 

Najczęstsze błędy
 

  • Tokenizm - czyli sytuacja, w której firma zatrudnia jedną „różnorodną” osobę tylko po to, by móc powiedzieć, że promuje DE&I. To nie inkluzywność tylko odhaczenie check-boxa.
  • Cała odpowiedzialność zrzucona na HR - jeśli tylko jedna osoba lub dział „ogarnia” DE&I, to znaczy, że organizacja nie traktuje tego priorytetowo. To temat, który musi żyć w kulturze całej firmy, a nie tylko w prezentacjach rekrutera.
  • Intencje bez regularnych działań - można mieć dobre chęci, ale jeśli procesy nie są przejrzyste, oceny bazują na schematach, a rozmowy są prowadzone „na wyczucie” to efekt będzie taki sam, jakby tych intencji nie było.
  • Pozory zaangażowania - logo zmienione na tęczowe w czerwcu nie wystarczy, jeśli wewnątrz firmy brakuje przestrzeni, wsparcia i głosu dla tych, którzy są częścią społeczności LGBT+. Kandydaci i pracownicy szybko to widzą i zapamiętują.
     

Wnioski

Inkluzywna rekrutacja to nie chwilowy trend. To strategia, która realnie wpływa na jakość zespołu, doświadczenie kandydatów i wyniki firmy.

Organizacje, które naprawdę stawiają na DE&I, nie tylko przyciągają różnorodne talenty, ale zatrzymują je na dłużej. Budują zaufanie. Działają mądrzej. 

Wygrywają nie dlatego, że są „modne”, ale dlatego, że są przygotowane na świat, w którym różnorodność nie jest opcją, tylko rzeczywistością.